środa, 12 grudnia 2018

(W)rzuty z dystansem: część 2, czyli "O, na razie dość marnych, STK Czarnych"

Tym razem na tapetę bierzemy STK Czarnych, czyli zespół, który jak zatytułowaliśmy ten artykuł, rzeczywiście spisuje się marnie, choć przed sezonem mogło się wydawać, że będzie zupełnie inaczej. A na ten moment są raczej mnożące się problemy i bilans 5-8, co na pewno nie jest w Słupsku spełnieniem marzeń...

Kilka dni temu, na portalu polskikosz.pl, pojawił się artykuł dotyczący rozczarowującej postawy zespołu STK Czarni Słupsk w tym sezonie pierwszej ligi. O ile zgadzamy się z większością treści w nim zawartych, w tym głównie o uzależnieniu zespołu od Adriana Kordalskiego, to jesteśmy mocno rozczarowani brakiem poruszenia wielu innych kwestii. Spróbujemy zatem dzisiaj, naszym cafebasketowym, pierwszoligowym okiem, przyjrzeć się problemowi bardziej szczegółowo, nie opierając się wyłącznie na statystykach, choć ich również nie zabraknie.

Polskikosz.pl postawił pytanie - "czego brakuje w Słupsku?". Skąd biorą się problemy i tak mizerny bilans zespołu, mimo kilku naprawdę ciekawych nazwisk? Na pewno jednym z czynników niewspomnianych w artykule, są kontuzje. STK Czarni rozpoczęli sezon całkiem nieźle, bo od bilansu 2-0 i byli nawet liderem tabeli. Na dosyć wczesnym etapie sezonu zaczęły się jednak problemy z urazami: Kordalski opuścił jedno, przegrane zresztą spotkanie, Pełka opuścił dwa, a przez kilka następnych szukał formy sprzed kontuzji, Cesnauskis także dwa, a Jakubiak nie gra od 3 listopada. Na okres tych nieobecności przypada również najczarniejsza seria słupszczan i zjazd w tabeli. Nie oszukujmy się jednak - nie to było główną przyczyną kryzysu, co potwierdziło choćby sobotnie spotkanie, w którym zespół w niemal pełnym składzie, w dodatku wzmocniony Szymonem Rduchem, przegrał w Gryfii z GKS-em Tychy.

Jedynka świetna, ale nie bez wad

Gdzie zatem jest ten problem? Przyjrzyjmy się więc drużynie i temu, w jaki sposób została zbudowana. Polskikosz.pl wskazuje na zależność zespołu od Adriana Kordalskiego po obu stronach parkietu i przytacza statystyki, które są niepodważalne. Pytanie jednak jest następujące: czy ta rozbieżność statystyczna z/bez Adriana jest bezpośrednio jego zasługą czy raczej skutkiem braku jakiegokolwiek zmiennika na pozycji nr 1? Czy Adrian rzeczywiście daje zespołowi aż tak dużo w pojedynkę czy po prostu jego zejście z parkietu oznacza brak rozgrywającego i ekipa przestaje zupełnie funkcjonować?

Nie chcemy w żaden sposób atakować "Kordala", ale pomyślmy przez moment - jaka jest dzisiejsza koszykówka? Do czego zmierza? Na czym głównie bazuje? Odpowiedź: na szybkiej grze, izolacjach i rzutach z dystansu. Nie mamy żadnych wątpliwości, że rozgrywający STK Czarnych jest świetnym graczem. Jest silny, dynamiczny, dobrze panuje nad piłką, ma świetny przegląd pola i podaje w tempo, a dodatkowo potrafi wygrywać pojedynki 1 na 1. Problem w tym, że... nie potrafi i za bardzo nie chce rzucać. A to w dzisiejszej koszykówce ogromna wada i handicap dla przeciwnika. I w tym miejscu rozpoczynają się problemy STK.

Jak mądry i dobrze przygotowany zespół podejdzie do starcia z drużyną, która ma rozgrywającego niegrożącego rzutem? Widzieliście może jak w NBA bronią Bena Simmonsa? Obrońcy zostawiają go samego na obwodzie, odpuszczają na 3-4 metry! Wręcz chcą, żeby rzucał, bo wiedzą, że nie zrobi im tym krzywdy. Podobnie jest z Adrianem, choć oczywiście nie do tego stopnia. W dwunastu meczach tego sezonu oddał 24 rzuty za trzy punkty, a trafił jedynie 6... Podstawą w nauczaniu koszykówki u młodych graczy jest tak zwana "pozycja potrójnego zagrożenia", czyli taka, która umożliwia wykonanie 3 zagrań: podanie piłki, wejście kozłem w penetrację na kosz i oddanie rzutu. Zmusza to obrońcę do bycia gotowym na wszystkie 3 opcje. Musi być więc wystarczająco blisko, aby uniemożliwić rzut, odpowiednio daleko, aby nie dać się minąć w pierwszym kroku oraz mieć aktywne ręce utrudniające podania.

Obrońca zawodnika nierzucającego ma znacznie ułatwione zadanie, bo nie musi przejmować się rzutem! Może odejść kawałek dalej i być gotowym na udzielanie pomocy inny graczom. Nie musi przeciskać się na szczytach zasłon przy pick&rollach, wystarczy, że przejdzie dołem, udzielając przy okazji pomocy wysokiemu graczowi. Mówiąc krótko: obrona zespołu mierzącego się z graczem bez rzutu, odpuszcza go i zacieśnia pozostałe rejony boiska, bardziej skupiając się na odcinaniu od piłki strzelców oraz graczy wysokich. Obrona ma ułatwione zadanie, natomiast atak musi szukać różnych sposobów na zdobywanie punktów i sporo się przy okazji namęczyć. Czy zatem zespół mający tak wysokie cele, może funkcjonować z takim graczem? Może, ale z odpowiednim wsparciem. I tutaj dochodzimy do kolejnych problemów.

Mantas i Łukasz, siła doświadczenia i spokoju, ale...

Żeby zamaskować braki rozgrywającego, potrzebne jest wsparcie na obwodzie. Wsparcie graczy o umiejętnościach, których brakuje rozgrywającemu, potrafiących rzucać, ale również mogących wziąć ciężar gry na swoje barki i samemu wykreować sobie pozycje do rzutu w sytuacji 1 na 1. Mamy tutaj zatem dwójkę graczy z wielkimi nazwiskami na 1 ligę: Mantas Cesnauskis i Łukasz Seweryn. Najpierw Mantas. Legenda i ulubieniec fanów w Słupsku. 12 sezonów w PLK zobowiązuje. Mimo 37 lat na karku i kilku sezonów, w których był co najwyżej postacią drugoplanową, można śmiało powiedzieć, że spełnia oczekiwania i jest liderem STK Czarnych. Były takie czasy, kiedy stanowił o sile zespołu na poziomie ekstraklasy. Jest charakterny, nie odpuszcza, dużo widzi i kreuje zespół, a przy okazji jest także najlepszym strzelcem zespołu. Średnio 14,5 punktu, 3 zbiorki, 5 asyst. Minusy? Jego gra opiera się głównie na grze dystansowej: rzutach za 3 punkty oraz po zatrzymaniu z półdystansu, bardzo rzadko penetruje pod kosz. Jest więc przez to, w pewnym stopniu, przewidywalny.

Większym problemem słupskiego zespołu wydaje się być Łukasz Seweryn. Kilkanaście sezonów w PLK, więc i oczekiwania były spore. Tutaj jednak wychodzi coś, o czym mówiliśmy przed sezonem. Z całym szacunkiem - Łukasz jest graczem jednowymiarowym. Grając w PLK, otoczony był wieloma wybitnymi graczami, którzy ściągali na siebie uwagę defensywy, z czego wielokrotnie potrafił korzystać, czekając na odrzutkę na obwód i trafiając zza łuku. Z tego był znany przez wiele lat. Nigdy nie grał na koźle, nigdy nie kreował gry ani kolegom, ani sobie samemu, nigdy nie był odpowiedzialny za wynik. Był za to wielokrotnie świetnym uzupełnieniem zespołów potrzebujących strzelców, człowieka rozciągającego grę i w tym czuje się najlepiej. Tymczasem w pierwszej lidze spadła na niego duża presja bycia jednym z liderów zespołu, którego celem jest powrót do PLK. Ciężko jest nagle przejąć rolę, w jakiej nie było się jeszcze nigdy w ciągu kilkunastu lat kariery zawodowej... Średnio 7 punktów i eval 5 nie jest tym, czego się spodziewano.

Podkoszowi mocni, ale nie zawsze równi

Co z wysokimi? Szymon Długosz zaliczył bardzo słaby start. Po fajnym poprzednim sezonie w Tarnobrzegu, początkowo nie mógł odnaleźć się w Słupsku, ale z każdą kolejką wygląda to lepiej i Szymon łapie dyspozycję, na jaką go stać. Patryk Pełka jest zawodnikiem bardzo wszechstronnym, który jest równie groźny pod koszem co na obwodzie - dwukrotnie w tym sezonie trafiał w meczu po 4 razy zza łuku, a dziesięciokrotnie zbierał ponad 10 piłek z tablic. Zaliczył tylko 2 nieudane mecze - pierwszy w Krakowie, który STK Czarni i tak łatwo wygrali, a także z WKK we Wrocławiu, o którym kibice woleliby zapomnieć. Można powiedzieć, że poza tymi spotkaniami nie zawodzi i nie schodzi poniżej pewnego poziomu.

Nie można tego natomiast powiedzieć o Damianie Cechniaku, który gra bardzo nierówno i czasami potrafi zniknąć na pół spotkania lub nawet się na nim nie pojawić. Siedem meczów zakończył ze średnimi 16,5 pkt, 9,5 zb i eval 22 a kolejne sześć na poziomie 5,8 pkt, 4,8 zb i eval 8! Słabsze występy często spowodowane są szybkim łapaniem fauli i małą ilością minut, jednak nie jest to reguła. Warto tu też wspomnieć, że nierówna gra wysokich może być spowodowana właśnie brakami graczy obwodowych. Brak zagrożenia rzutem rozgrywającego, brak kreatywności skrzydłowych powoduje zacieśnianie strefy podkoszowej, co znacznie utrudnia granie wysokim blisko kosza.

A na ławce Wyszkowski i...

Wielkim problemem jest również długość ławki rezerwowych. STK postawiło na swoich chłopaków i chwała im za to! Liga pokazuje jednak, że zmiennicy dokładają za mało jakości do gry zespołu. Wyróżnić można jedynie Huberta Wyszkowskiego, który pokazuje, że ma naprawdę wielkie papiery na granie oraz Wojtka Jakubiaka, który co mecz dokłada do dorobku drużyny średnio ponad 9 pkt. W ostatniej kolejce do zespołu dołączył jeszcze Szymon Rduch i to na pewno jest ruch, który był w Słupsku bardzo potrzebny. Przy powrocie Jakubiaka, słupska rotacja wygląda już bardziej okazale, ale podobnie jak polskikosz.pl, nie jesteśmy do końca przekonani czy ten transfer jest lekiem na całe zło. Z jedną rzeczą nie zgadzamy się jednak kompletnie, tym bardziej po dołączeniu Rducha, a mianowicie ze stwierdzeniem, że Czarnym brakuje strzelców. Strzelcy są, problem tkwi w kreowaniu im pozycji rzutowych.

Podsumowując, sytuacja STK Czarnych jest bardzo złożona. Wszechstronny rozgrywający, ale bez rzutu, brak dla niego zmiennika, jednowymiarowi i niepenetrujący obwodowi, nierówni wysocy i krótka ławka. Brak agresywności, kreatywności, przebojowości w ataku, brak zawodników chcących wziąć wynik meczu na siebie w trudnych momentach. A to tylko kwestie ofensywne, pozostaje jeszcze temat słabej obrony, ale tutaj akurat nie będziemy się rozpisywać. O ile umiejętności gry w ataku opierają się głównie na talencie, popartym ogromną ilością pracy, to żeby bronić, nie potrzeba żadnego talentu. Tutaj wychodzi tylko i wyłącznie ciężka praca, zaangażowanie, chęci i zgranie.